Forum forum prywatne Strona Główna forum prywatne
Kiczyk i CP2020 (jak na razie)
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

CP2020 [treść]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum forum prywatne Strona Główna -> CP2020
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
rengoku
Tuptuś



Dołączył: 22 Mar 2007
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/5

PostWysłany: Pon 22:47, 04 Cze 2007    Temat postu: CP2020 [treść]

Muzyka dudniła ogłuszająco, a pompowane przez najnowocześniejszy sprzęt na świecie basy przenikały ściany i niosły się od Jack's Car Park aż do końca trzynastej alei. Wypucowany Vanquish z dwutysięcznego czwartego przejechał przez bramę prowadzącą do pijalni Jack'a, i zatrzymał się przed śluzą do garażu. Przyciemniana szyba po stronie kierowcy opuściła się pozwalając umieszczonemu na mechanicznym ramieniu skanerowi biometrycznemu zajrzeć do wnętrza samochodu i sprawdzić autoryzację. Zielone światełko zasygnalizowało potwierdzenie tożsamości a brama do garażu stanęła otworem. Aston z cichym pomrukiem silnika całkowicie zagłuszanym dobiegającym z wnętrza baru łomotem wjechał w rozświetloną jarzeniówkami śluzę.
Johnny Kitamura wysiadł z samochodu, poprawił bezoprawkowe okulary na nosie, a następnie, pozwalając by jego pojazdem zajął się automat, skierował się do imprezowni.
Pistolet tradycyjnie zostawił u kwadratowych bramkarzy i wszedł w kolejną śluzę. Czytnik powierzchownie sprawdził, czy Johnny aby nie przemyca tym razem kolejnej sztuki broni, po czym otworzył właściwe drzwi na salę.
W pierwszej chwili stroboskopy oślepiały, a basy wypychały powietrze z płuc, po chwili jednak implant sensoryczny przestawił tryb odbierania na prywatkowy, pozwalając Japończykowi spojrzeć na wielopoziomowe wnętrze o przezroczystych podłogach, pod którymi powoli przesuwały się zaparkowane w garażu samochody. Johnny dostrzegł swojego Vanquisha i ze zdziwieniem stwierdził, że schludnego Astona łatwo przegapić pośród przeładowanych ozdobami fur bogatych dzieciaków i pozerów wszelkiej maści, którzy właśnie bawili się w Jack's Car Park; niemniej jednak nie zamienił by tego auta na nic innego na świecie.
Gdy w końcu oderwał wzrok od znikającego pod podłogą samochodu, przypomniał sobie po co tu właściwie przyszedł. I zastanowił się, jakąż to robotę ma dla niego Jack.


--------------------------------
mały disclaimer: jako że fantasy cosik nam nie idzie, to proponuję jako odskocznię dorzucać czasem coś innego. Na pierwszy ogień idzie Cyberpunk - wybór związany z tym, że jedna ze znanych mi istot wyraziła chęć na pisanie cp. Co z tym począć dalej zostawiam do decyzji Wam.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez rengoku dnia Nie 13:22, 17 Cze 2007, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
raditzu
Administrator



Dołączył: 22 Mar 2007
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 22:30, 15 Cze 2007    Temat postu:

-Jack, przecież wiesz, że nie lubię niespodzianek... -przypomniał Johnny swemu rozmówcy.
-Wiem, przyjacielu. Wiem... -starszy mężczyzna uśmiechnął się pobłażliwie i oparłszy laskę o kant stolika usiadł ostrożnie na krześle. Ułożył wygodniej sztywną lewą nogę i w zamyśleniu potarł zarośniętą siwiejącą brodą twarz.
-Niemniej ta, mam nadzieję... -Jack przerwał i zaniósł się okropnym kaszlem.
Johnny ze smutkiem w oczach patrzył, jak jego zleceniodawca wierzchem dłoni szybko ociera drobinę krwi z kącika ust.
Jednakże wiedział, iż Jack nie da się odwieść od swego postanowienia, że nigdy ŻADNE "cybernetyczne gówno" nie tknie jego ciała.

Siedzieli tak przez chwilę na prywatnym balkoniku Jacka rozprawiając o niczym, gdy nagle koło ich stolika pojawił się ktoś jeszcze.
-No tak, menda społeczna i biznesmen przy jednym stole... -nowoprzybyły mężczyzna oznajmił ponurym głosem. -Gdyby tylko jeszcze było wiadomo, który tak naprawdę jest którym...
Jack i Johnny spojrzeli na gościa. Facet po czterdziestce, z mordą poszatkowaną bliznami jak wzorek gofrownicy, patrzył na nich surowym wzrokiem.
Po kilku sekundach napiętego milczenia wszyscy trzej wybuchnęli śmiechem.
-Sam, miło cię widzieć... -powiedział Johnny wstając, by uścisnąć dłoń dawno nie widzianego kolegi.

Impreza przeniosła się do prywatnego biura Jacka, gdzie wzbogaciła się jeszcze o Nigela - ponure indywiduum o bystrych oczach i nieprzyjemnym uśmiechu. Alkohol lał się niemal strumieniami, gdy dawna "drużyna" wspominała stare czasy...
-A pamiętacie minę tego asa w Narea Constructions? -Sam zademonstrował przerażający wytrzeszcz i krzywy zgryz. Wszyscy zarechotali.
-To było nic przy tym, jak Bob zesrał się w windzie... Biedaczysko, ex-lax zamiast Snickersa... -ton głosu Jacka zdradzał, że chyba jednak nie współczuł Bobowi tak mocno, jak sugerował. Reszta kompanii znów ryknęła śmiechem.
Sam jednak opanował się szybko i uśmiechając się zaledwie kącikami ust wzniósł toast:
-Za Boba. Niech mu ziemia lekką będzie!
-Za Boba.
-Amen.
-Niech nie ma wind tam, gdziekolwiek jest.
Wszyscy łyknęli i Jack polał następną kolejkę.
-A także za wszystkich, którzy oddali życia w słusznej sprawie -zaproponował wznosząc kieliszek.
-Za Julię -powiedział nagle Johnny głosem, z którego bił chłód. Japończyk wypił swoją porcję i odstawił kieliszek do góry dnem. Potem wstał i wyszedł na taras, jakby nagle zapragnął samotności.
Pozostali już w milczeniu dopili swoje. Dobry nastrój gdzieś prysł.
Nigel zacisnął lewą pięść, a Sam westchnął ciężko.
-Johnny, to było całe lata temu. To był wypadek! Nikt z nas nie ma do ciebie pretensji!
-Czas chyba na naszą niespodziankę... -powiedział Jack wstając z trudem od stołu. Pokuśtykał do swego biurka i sięgnął po telefon.
-Nie chcę więcej niespodzianek, Jack -mruknął Japończyk z tarasu.
Jednak właściciel klubu nie słuchał go, gdyż rozmawiał już z kimś przez komórkę.
-...tak... są tu... yhym... dobrze, czekamy... -rozłączył się i z dziwnym uśmiechem odłożył telefon. Następnie obrócił się nieco ku drzwiom i przysiadłszy lekko na swym biurku jednym półdupkiem - czekał.

Johnny nieco zaintrygowany odgłosami niedowierzania wydawanymi przez Sama aż wrócił do biura. Od Nigela biła zwyczajowa cisza, gdy podejrzliwym wzrokiem wpatrywał się w kobietę stojącą w drzwiach. Była nią Julia.
-Panowie... Poznajcie Jane - oznajmił z radością w głosie Jack.

-Jack, w co ty grasz? -Johnny trzymał starego z fraki i telepał nim na boki. Jego oczy gorzały gniewem, a usta zacisnęły się w wąską linię - jak zawsze, gdy był czymś bardzo negatywnie poruszony.
-Puść go, Johnny... -Sam usiłował ostrożnie załagodzić sytuację, podczas gdy Nigel dokonywał dokładnych "oględzin" z bliska.
Japończyk w końcu puścił Jacka.
-Przeżyła, Johnny, i choć ma amnezję, to niczego jej nie urwało -warknął wkurzony też nieźle Jack. Nie spodziewał się takiej niewdzięczności. -Jednak omal jej wtedy nie zabiłeś, tak jak nas wszystkich zresztą...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
rengoku
Tuptuś



Dołączył: 22 Mar 2007
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/5

PostWysłany: Wto 23:13, 19 Cze 2007    Temat postu:

Och, Jack nie musiał mu tego wypominać. Mimo radosnej powierzchowności, jaką Johnny zachowywał na codzień, głeboko w samej istocie miał odciśnięty ślad, jaki zostawiło tamto wydarzenie sprzed lat. Na początku nie było nocy żeby się nie obwiniał, a sen, jeśli w ogóle do niego przychodził, był wykręconym i abstrakcyjnym koszmarem poskładanym z fragmentów tego co zapamiętał, tego co się domyślił i tego co myślał. Robił wtedy absurdalnie długie trasy, po których, przy odrobinie szczęścia, padał na pysk zbyt zmęczony by śnić. Wraz z biegiem czasu zaczął już dochodzić do siebie, a teraz takie coś. Jakby został z powrotem wrzucony w przeszłość. Patrzył na Julię, czy może 'Jane'. Ona żyje! - wołało radośnie jego serce. A inni? - szeptało sumienie. Julia. Jeden duch, kobieta która przeżyła chyba cudem, na tle tak wielu trupów. A winnym ich śmierci był Johnny.

- Muszę.. odetchnąć.. - wymamrotał Japończyk rozluźniając krawat i wycofał się z powrotem na taras. Jane spojrzała najpierw na Sama, potem Nigela i w końcu na Jacka, a gdy ten skinął nieznacznie głową, ruszyła niepewnie za Johnnym.

Sam nalał sobie kieliszek wódki i wyhylił go duszkiem. Następnie powtórzył to samo tylko ze szklanką.
- Niech mnie kule biją - wysapnął i chwycił garść krakersów na zagryzkę.
Skoro mnie tak to trafiło, to jak musi czuć się Johnny? - pomyślał i sięgnął po butelkę.
- Nic mnie już na tym świecie nie zaskoczy - stwierdził i golnął sobie.

Na otoczonym dzwiękoszczelną membraną tarasie nadal stały krzesła na których siedzieli wcześniej. Japończyk opadł ciężko na jedno z nich i podparł głowę rękami.
- Johnny? - dobiegł go jej głos. Nie mógłby pomylić go z żadnym innym.
Podniósł na nią wzrok, ale bezoprawkowe okulary natychmiast zmieniły zabarwienie, całkowicie kryjąc jego oczy. Myśli rozbiegały mu się na wszystkie strony bez najmniejszego ładu i składu, a przecież nie wypił tak dużo... Z jednej strony chciał skakać z radości, z drugiej pogrążyć się w rozpaczy i skończyć ze sobą; tym razem skutecznie.
- Po prostu... jestem trochę zaskoczony - rzekł próbując panować nad głosem.
Ona uśmiechnęła się niepewnie, delikatnie.
Niech mnie diabli porwą jeśli to nie jej uśmiech!
- Pokazali mi zdjęcia. Z wypdaku - ostatnie słowo wymówiła bardzo cicho.
Johhny zacisnął szczęki, a palce wpił w oparcie krzesła i czekał na pytanie, którego obawiał się najbardziej na świecie.
- Jak do tego doszło? - spytała. Jej oczy wyrażały błaganie.

Nigel nachylił się do Jacka i spojrzał mu prosto w twarz.
- Nie kupuję tej bajeczki z amnezją - szepnął nie spuszczając wzroku ani na moment.
Jack popatrzył w stronę tarasu. Jane właśnie siadała obok Kitamury, który wyglądał jakby przypięto go do krzesła elektrycznego i już zaczęto finałowe odliczanie.
W końcu będzie musiał to z siebie wyrzucić - pomyślał Jack i zrócił się z powrotem do Nigela.
- Ważne by on to kupił - wyszeptał ze smutkiem, skinięciem głowy wskazując na Johnnego. - Tak będzie łatwiej. Dla niego i dla nas wszystkich.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
raditzu
Administrator



Dołączył: 22 Mar 2007
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 19:30, 14 Lip 2007    Temat postu:

-Łatwiej, Jack? Sprowadzasz tu jakąś siksę, czym robisz pranie mózgu temu kitajcowi i ciągle nic nie mówisz o robocie.
-Nic nie jest takie proste jak myślisz Nig... (czyt. Najdż -przypis odautorski) -Jack uniósł się z krzesła i surowym wzrokiem zmierzył swego rozmówcę. -I oszczędź mi takich określeń. To nie była jego wina, tylko wypadek.
-Powiedz to Andryeiowi i Donovanowi. Byłem tam z nimi, gdy Tshechenko dorwał się do śmigłowca... -syknął Nigel palcem lewej dłoni dźgając Jacka boleśnie w pierś.
-Daj spokój Mroczna Eminencjo, przerabialiśmy to już wystarczająco dużo razy -Sam wepchnął się miedzy nich. Był to ryzykowny manewr zważywszy na humor Nigela. -Nawaliło sprzęgło, nie Johnny.
-On robił przegląd przed akcją. I dobrze o tym wiesz... -tym razem świdrujące oczy speca od przesłuchań wierciły dziurę w Samie. Po chwili jednak Nigel odpuścił i przestawiwszy jedno z krzeseł pod ścianę - rozsiadł się na nim w pozycji "mam was wszystkich w dupie".
-Nig, jest robota, do której potrzebuję was wszystkich. I to na chodzie. A nie znam lepszego kierowcy niż Johnny... On musi się pozbierać, a mamy na to naprawdę mało czasu -oznajmił cicho Jack siadając znów ostrożnie za biurkiem.
-Zatem to nie Julia, prawda? -spytał szeptem Sam. Smutne spojrzenie staruszka dało mu odpowiedź.
-Wiesz, że jak on się o tym dowie, to cię znienawidzi, Jack? -spytał retorycznie Nigel.
-A potem popełni samobójstwo... -dodał cicho Sam.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
aaa4
Tuptuś



Dołączył: 26 Lip 2018
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 11:36, 09 Sie 2018    Temat postu:

- Idź do karczmy. Powiedz mojej matce i Jonet, że wkrótce tam
przybędę. Muszę tylko tutaj wyjaśnić, co jest jeszcze do zrobienia.
- Tak jest.
308


Grant wyszedł spiesznie. Aleksander przez chwilę wpatrywał się
w rubin na palcu. Czy Jonet zrozumie, co teraz należy zrobić?
W jaki sposób pożegna się z nią? W końcu wyszedł na korytarz.

Dochodził już do wielkiej sali, w której James przyjmował gości
i swój dwór, gdy z poprzecznego korytarza wyszedł mężczyzna.
Spojrzał na niego. Był to Robert Maxwell. Obaj zatrzymali się,
wpatrując się w siebie.

- To ty - warknął Robert,


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum forum prywatne Strona Główna -> CP2020 Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin